piątek, 17 lutego 2017

SiC: Odcinek 6: Cierpki smak życia



 
Nowa Warszawa
17.02.2087
"Nazywam się Kordian i chciałem się zabić" biło mu między uszami echem wielkiego dzwonu. Jednak spierzchnięte nie miały ochoty się ruszyć.
Kordian zdawał się być zawieszony jak obraz w galerii. Świecąc gorejącymi zielonymi oczami egzaminował każdą napotkaną twarz.  
Podniesione brwi kpiny i lejące się pigmenty narastającej frustracji zlewały się z rozciągniętą bladością strachu i głębokich zapadniętych powiek smutku. Tworzyły coś w rodzaju mozaiki, która pulsowała niczym bijące ze zmęczenia serce. 
- No i mnie kurwa zostawiła - nawet pojedyncze słowo z ust mężczyzny, który kazał do siebie mówić Maniek buchało szorstką wonią tytoniu i miętowych cukierków na gardło. 
Siedząc w oddaleniu trzech krzeseł Kordian wchłonął każdy milimetr mdlącej woni. Delikatnym ruchem nosa wyczuł nutkę cierpkiej pigwowej nalewki. Zapewne nie jedyny specyfik jaki Maniek tego dnia w siebie wlał.    
" Miałem doła". "Życie nie miało sensu". Takie unikające odpowiedzi kołatały się w zwątlałym umyśle. Jednak usta ścisnął dreszcz niekomfortowego milczenia. 
"Zostawiła mnie, wszyscy mnie zostawili, byłem sam" słowa powędrowały przez salę membranę jego uszu spadając z hukiem w głąb nieświadomości. 
Od czasu wprowadzenia "dyrektywy o osobach niestabilnych" wszystkie jednostki określone tym mianem były w obowiązku meldować się na leczenie. Oznaczało to, że alkoholik taki jak Maniek, czy wiercąca się kościstym ciałem na krześle Franciszka spotykali się na jednej sesji, razem z Kordianem i resztą. 
Żale i szlochy wszystkich zgromadzonych przerywały zawodzenia małego Tymka. Czterdziestoletnie dziecko najwidoczniej nudziło się niemiłosiernie podczas wynurzeń wszystkich z grupy i dawało temu znać przez głośne jęki i krzyki. Filigranowa postura jego matki ze spokojem strącała każdą wystrzeloną do góry rękę, ze spokojną twarzą, której malowała się coraz większa agonia rozpaczy. 
Pojedyncza strużka pociekła po wyschniętej twarzy Kordiana. Jej słony smak liznął kącik ust i wykrzywił minę w formę kwaśnego grymasu. 
- Masz coś do dodania Kordianie? - zupełnie zagubiona w całym harmidrze Eryka trzymała kościste palce na kołnierzu czarnego golfu jakby chciała natychmiast zerwać z siebie ubranie albo skoczyć do drzwi. 
- Nie prze pani - przekręcając niby niedbale głową w kpiarskim geście. W gęstwinie burzy blond włosów kobiety dał się zoczyć milimetrowy uśmiech. Pierwszy jaki dziś widział na zmęczonej masce twarzy. 
                                                                      
Echa Tymka dudniły daleko w korytarzu. Swąd po Mańku pozostał na plastykowym krześle nawet kiedy jego właściciel dawno z głośnym przekleństwem na twarzy wyszedł. Franciszka zniknęła równie cicho jak się pojawiła, zupełnie jakby nigdy jej nie było.
Dopiero wciągając na siebie kaptur Kordian wypuścił z siebie oddech ulgi.Jakby poły materiału osłaniały go przed wszystkim.  
- Kordian - mimo kilkunastogodzinnego dyżuru głos Eryki nadal zdradzał nutki troski i zaciekawienia. 
- Przychodzisz od miesiąca, ale nic nie mówisz - kościste palce przewracały malutkim długopisem. - Mogą być kłopoty, jeśli nie zaczniesz. - Płomyczki oczu mężczyzny jaśniały przez chwilę przerzucając myślami w głowie jak kliszami do slajdów. 
 - Nazywam się Kordian i chciałem się zabić -  zatęchła cisza wisiała w pomieszczeniu jak kurtyna. 
- Dobre na początek - grzebiąc w kanionie torebki Eryka wydobyła mały żółty notesik - Dam ci zadanie. Zapisuj w tym notesie wszystko, co ci przyjdzie do głowy. Nieważne co to będzie. - Zza zasłony kaptura Kordian egzaminował papierowy podarunek. 
- Mam to potem pokazać Tobie? - delikatna dłoń zrobiona jakby z satyny spoczęła na jego ramieniu. 
- Kiedy będziesz gotowy - stukot obcasów pożegnał Kordiana w pustej sali wlepionego w notes. 
Przenosząc ciężar ciała na palce skierował się do wyjścia. Lekka postać Franciszki obserwacją wyjścia obserwowała jego oddalający się cień, ukryta za mosiężnym filarem.                             



 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz