Czarne
chmury zdają się nie opuszczać telewizyjnego serialu amerykańskiej stacji CW
pt. Arrow. Trwający obecnie piąty sezon jest dobitnym przykładem produkcji,
która upada na jakości z każdym epizodem, mimo sporadycznych prób resuscytacji.
Co jest tego przyczyną? Moim zdaniem, dużą role odegrało tu tzw.
"połączone uniwersum CW".
Obecnie
na tą telewizyjną mieszankę składają się Arrow, Flash, Legends Of Tomorrow i
Supergirl, która przywędrowała ostatnio z konkurencyjnej stacji ABC. Wszystkie
te seriale, są ze sobą fabularnie powiązane, podobnie jak filmy wytwórni
Marvel, które łączą się mniej, lub bardziej w jedną ciągłą historię.
Wydaje mi się jednak, że próbując odtworzyć ten sukces na małym ekranie, twórcy
z CW popełnili karygodny błąd. Mianowicie, pozostawili Zieloną Strzałę daleko w
polu.
Muszę
przyznać się, że ten fakt boli mnie osobiście. Powód jest taki, że Arrow
zainspirowało mnie do łucznictwa. Jedna z moich największych pasji wyszła z
oglądania komiksowego superbohatera. Jednak obecnie, nie jest to już postać, z
którą potrafiłbym się utożsamiać, miedzy innymi dlatego, że nie wiem kim jest.
I co gorsza sami scenarzyści chyba nie zdają sobie sprawy o co chodzi z
Oliverem Queenem ( Zieloną Strzałą).
W
pierwszym sezonie, główny bohater był rozbitkiem, zarówno fizycznym jak i
emocjonalnym. Po pięciu latach spędzonych na bezludnej wyspie powraca do
rodzinnego miasta z misją ocalenia go od skorumpowanych urzędników, ulicznych
bandziorów i złodziei w białych kołnierzykach.
Klimat
historii był bardzo zbliżony do filmów o Batmanie z pod ręki Chistophera Nolana
i moim zdaniem to działało, nawet bardzo dobrze. Fabułę każdego odcinka, mogę
podsumować jako Crime drama z superbohaterem w tle. Plus dobre postaci,
które zachowywały i reagowały jak prawdziwi ludzie.
Jednak
wszystko się zmieniło wraz z nastaniem bliźniaczej do Arrow serii Flash. Na
problemy i pozytywy tej produkcji poświęcę jedną z przyszłych parafek.
Nie
ulega jednak wątpliwości, że cała nawała różnych spin offów niewymownie
zaszkodziła przygodom Zielonej Strzały, które odeszły od swojego realizmu i
zaczęły być podstawą do historii o podróżach w czasie i szeroko pojętej magii.
Cały czwarty sezon poświęcony był walce z nieśmiertelnym typem, równie
jednowymiarowym co jego plan zniszczenia świata z pomocą broni nuklearnej. Od
dealerów narkotykowych, do fabuły filmu z Jamesem Bondem.
Nie
byłoby to złe gdyby postacie pozostały ciekawe i realistyczne. A stało się
wręcz przeciwnie. Oliver Queen jest obecnie burmistrzem swego miasta, jednak
zdaje się być zaklęty w kręgu niezdecydowania. Robi to czego nie powinien robić
bohater w fikcji. Nie zmienia się. Nie idzie do przodu, a nawet jak to robi, to
cofa się momentalnie o dwa kroki.
Strzała
z pierwszego sezonu nie miał specjalnie skrupułów jeśli chodzi faszerowanie
ludzi grotami i nie to, żebym się zgadzał z taką filozofią, ale nie miałem z
tym specjalnie kłopotów. Wynikało to naturalnie z motywacji bohatera.
Teraz
kwestia pozbawiania wrogów życia przypomina rzut monetą. Z każdym razem Oliver
zażega się, że skończył z zabijaniem, ale kiedy sytuacja go do tego zmusza to
szyje z łuku na prawo i lewo. A potem ma gębę pełną frazesów i poucza
wszystkich na około jakie to zabijanie jest złe.
Piąty
sezon właśnie dojechał do trzynastego odcinka. Bohaterowie powstrzymali wybuch
bomby nuklearnej ( już drugiej w historii tego serialu), a ja patrzyłem
obojętnie.
Dawniej
każda sekunda przeszywała mnie igłą ekscytacji. Mam szczerą nadzieję, że wraz
zapowiedzianą szóstą serii Arrow wróci na właściwe tory. Nie robię sobie jednak
zbyt dużych nadziei ale liczę, że twórcy się poprawią, a ja znów będę się
cieszyć. I do następnej plastykowej butelki znów powiem, "że
zawiodła to miasto", zanim poślę w jej stronę strzałę.
Do
następnego razu
M.
Słowa
kluczowe
Arrow CW Flash Legends Of Tomorrow
Supergirl Marvel Batman Christopher Nolan James Bond Serial
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz