Od
jakiegoś czasu przetrzepuję Internet i Youtube oglądając przeróżne walki na
miecze, od fantazyjnych pojedynków ze świata Gwiezdnych Wojen po czołowych
speców od Kendo i HEMA (Historyczne Europejskie Sztuki Walki). Możliwe,
że oprócz mojej fascynacji łucznictwem tradycyjnym szukam nowych kierunków
pasji i sposobów wyrazu. W dodatku jest to dla mnie dodatkowa inspiracja do
mozolnie kolejnych powstających odcinków 'Szkarłatu".
Postanowiłem
się zatem podzielić nieco swoimi przemyśleniami w nowym cyklu gdzie będę
omawiał moje ulubione filmowe oręża.
Zaczynam
od mojej ukochanej fikcyjnej broni. Miecz świetlny z sagi "Gwiezdne
Wojny". Cytując słowa mistrza Jedi Obi Wana Kenobiego jest to
"elegancka broń na bardziej ucywilizowane czasy". Odkąd po raz
pierwszy zobaczyłem tą broń w akcji w "Powrocie Jedi" od razu zapadła
mi w pamięci. Na samą myśl przywołuję scenę ostatniego pojedynku Luke'a
Skywalkera z Darth Vaderem na pokładzie drugiej Gwiazdy Śmierci. Podniosła
muzyka, zielona i czerwona klinga ścierające się w dynamicznym starciu. Czego
chcieć więcej?
Jaka
jest jednak historia za tym legendarnym już ekranowym orężem. Wiele osób nie,
że w pierwotnych wersjach scenariusza, hen hen bo aż w roku 1977 reżyser George
Lucas miał zupełnie inne wyobrażenie nie tyle wyglądu, ale i sposobu walki
futurystycznym mieczem.
Pierwotnie
angielska nazwa broni Jedi miała brzmieć "laser sword"i miały być
władane jedną dłonią niczym w szpady w starych filmach. Jednak podczas
produkcji okazało się, iż wykonane ze zużytego sprzętu fotograficznego
rękojeści były zbyt ciężkie by można było się nimi tak posługiwać. Dlatego
koniec końców postanowiono, że miecze będą trzymane oburącz.
Z
kolei pierwszy pojedynek na miecze świetlne miedzy Obi Wanem i Darth Vaderem
opiewał w problemy. Aktorzy Alec Guiness i David Prowse byli ciągle instruowani
by ich ostrza nigdy się nie ścierały. Aby móc nanieść charakterystyczny wygląd
świetlistej energetycznej klingi, ostrza rekwizytów były zrobione ze szkła i
tłukły się przy każdym mocniejszym uderzeniu.
Mimo
że pojedynki w tzw. "oryginalnej trylogii" czyli w epizodach IV-VI są
nieco statyczne i nie opiewają w akrobacje, to są najbardziej przeze mnie
cenione w całej sadze. Szczególnie wspomniana wyżej walka w "Powrocie
Jedi" jest moją ulubioną. Wydaje mi się, że każdy atak ruch i blok są w
nich realistyczne, oglądając je dziś widzę wpływ współczesnych stylów walki jak
na przykład Kedno. Choć chciałbym zaznaczyć, że jak na dzień dzisiejszy moja
wiedza jest czysto akademicka, jednak mam w planach pogłębić ją o praktykę.
Z
kolei im więcej oglądam walki w epizodach I-III wydają mi się czasem nadmiernie
przesadzone. Ilość piruetów i salt przeważa nad ilościami zadanym ciosów, za
każdym razem myślę, że kiedy jeden wojownik się obraca od razu odsłania się na
dewastujący kontratak. patrząc na pojedynki rekonstruktorów, którzy używają
stalowych mieczy nie widzę, żeby którykolwiek z nich obracał się jak balerina.
Poza tym oszałamiająca obecność efektów specjalnych, jeszcze nieco
niedopracowanych jak na wczesne lata dwutysięczne bije po oczach.
Wypada
też mi wspomnieć parę słów o "Przebudzeniu Mocy". Zdecydowanie styl
walki Kylo Rena przypadł mi do gustu. W pełni oddaje chaotyczną naturę postaci
będąc mieszaniną silnych uderzeń, które od początku mają wybić przeciwnika z rytmu
i trzymać go w defensywie. Z sukcesem udaje mu się zastosować taką strategię
przeciw Rey i Finnowi, powodem dla których przegrał potyczkę była jego dość
statyczna postawa.
Miecz
świetlny jest jedną z najbardziej rozpoznawanych broni w popkulturze. Jego
kształt nie zawsze sprowadzał się do prostej wiązki światła. Przez podwójne
ostrze Darth Maula, po energetyczne jelce Kylo Rena, każdy ma swój ulubiony
design i kolor klingi. Jeśli chodzi o mnie to zdecydowanym faworytem jest druga
broń Luke'a Skywalkera. Jak dla mnie symbolizuje prostotę i funkcjonalność.
Poza tym, właśnie taki plastikowy zielony miecz miałem w dzieciństwie, więc
można powiedzieć, że przemawia przeze mnie nostalgia za może tymi
"bardziej cywilizowanymi czasami.".
Obecnie
zastanawiam się też właśnie czy nie przekuć mojej dziecinnej fascynacji na
własnie jakieś sztuki walki typu Kedno. Taki dodatek do mojej łuczniczej pasji.
Wszystko się okaże z czasem i z wolą mocy, która nigdy mnie nie opuściła.
I
niech będzie też z Wami czytelnicy. Zawsze.
Do
następnego razu.