wtorek, 31 stycznia 2017

Parafka autora 2 - Transformacja! czyli nowi Power Rangers i co o tym myślę

Parę tygodni temu w Internecie zadebiutował nowy zwiastun do filmowej wersji Power Rangers, amerykańskiego serialu z lat mojego dzieciństwa, który z kolei był bardzo luźną adaptacją japońskiej serii programów telewizyjnych pod zbiorczą nazwą "Super Sentai".  
Muszę przyznać, że pomimo swojej prostoty, ta produkcja ma za sobą bardzo ciekawą historię, której nie byłem świadom przez wiele lat. 

Mighty Morphin Power Rangers, było pierwszą amerykańską adaptacją serii japońskiego "Super Sentai". Pierwotnie zakładano użycie wcześniejszej serii, ale ostatecznie producenci postanowili użyć szesnastego sezonu pt. Kyōryū Sentai Zyuranger. W tej wersji, piątka głównych protagonistów była pradawnymi wojownikami, przebudzonymi do walki ze swoim odwiecznym wrogiem po paru tysiącach lat snu.
Historia obfitowała w dynamiczne zwroty akcji i nie bała się poruszać dość dramatycznych wątków. Dla przykładu, w swoim finałowym występie, japoński zielony ranger umiera w ramionach swego czerwonego brata. Mimo że nie znam japońskiego, to oglądałem tą scenę, z ściśniętym sercem. 

Zachodni bliźniak Zyuranger wychował się 
zupełnie inaczej. Ktoś mógłby powiedzieć, że w porównaniu ze swoim japońskim rówieśnikiem były to niemal bezstresowe warunki.
Formuła, była prosta. Piątka nastolatków, ze szkoły średniej w idyllicznym Angel Groove: Zack, Trini, Kimberly, Billy i Jason, zostają powołani do walki ze złem przez Zordona, gigantyczną głowę unoszącą się w tubie, niczym czarnoksiężnik z krainy Oz.
Każdy z wyrostków dostaje kolorowy strój i robota, który ma reprezentować  prehistorycznego dinozaura.  Pomińmy fakt, że Zack i Trini dostają mamuta i tygrysa szablo zębnego. Widać dla nich zabrakło już wiekowych gadów, choć bardziej prawdopodobne jest to, iż twórcy serialu byli zobligowani użyć tych stworzeń przez wersję japońską.
Skoro już mówimy o tej nieszczęsnej parze, warto zaznaczyć już dość znany fakt, że czarnoskóry chłopak nosi czarny strój, natomiast jego azjatycka koleżanka, żółty. Zapytani o ten fakt po latach producenci zażegnywali się, że nie zauważyli tego niezamierzonego rasizmu.
Zadaniem amerykańskich Rangersów była ochrona świata, przed zakusami złej Rity Repulsy. Niegodziwej wiedźmy, zepsutej do szpiku kości, i na szczęście dla naszych bohaterów, równie niekompetentnej w swoich dążeniach do światowej dominacji. 
Fabuła każdego odcinka była identyczna. Pojawiał się jakiś mały problem dla protagonistów, typu zamknięta sala gimnastyczna, czy szkolny piknik, co Rita wykorzystywała do stworzenia potwora. Dzieciaki zmieniały się Power Ragners i po krótkiej potyczce wzywały swoje roboty, zwane Zordami. Maszyny wówczas łączyły się w jednego Megazorda, który kładł przeciwnika ciosem swego miecza. Mały konflikt z początku odcinka rozwiązywał się sam i wszyscy, żyli długo i szczęśliwie. Oprócz złej Rity, która lądowała w łóżku z kolejną migreną. Natomiast jej przeciwnicy przybijali sobie piątki i uczyli dzieci, że nie wolno śmiecić, przeklinać kłócić się itp.

Zatem co ma do zaoferowania najnowsza filmowa wersja? Muszę przyznać, że dla mnie zwiastun pokazuje wiele ciekawych rzeczy, które mogą być plusem filmu, jeśli zostaną umiejętnie wykorzystane.  
Przyznaję się jednak, iż nie do końca podobają mi się nowe kostiumy, które, bądźmy szczerzy wyglądają jak różnie pokolorowane zbroje Iron Mana, ale rozumiem, że współczesny widz nie zaznajomiony z poprzednimi adaptacjami, może nie potraktować serio strojów z lycry, czy z spandexu. Poza tym, technologicznie zaawansowane zbroje mogą mieć sens, gdyż, z tego co wynika z zapowiedzi, mentor Rangersów, Zordon nie pochodzi z ziemi i egzystuje w jakimś ukrytym statku kosmicznym. 
Plusem nadchodzącej produkcji, może być też fakt, że  główni bohaterowie zachowują się i mówią jak realne nastolatki, podczas gdy Power Rangers z przed lat byli bardzo daleko od wzorca typowego dzieciaka. Czasem nawet zachowywali się lepiej niż otaczający ich dorośli. Nie było zajęć pozalekcyjnych i akcji charytatywnej, w której nie braliby udziału.  Teraz przynajmniej zapowiada się na to, iż będziemy mieli bardziej do czynienia z faktycznymi wyrzutkami, którzy buntują się, kradną rodzicom samochody i lądują w szkolnej koziej ławce. A jednak to oni otrzymują od losu niecodzienną szansę. Im dane jest zostać super bohaterami. 
Również Rita Repulsa wygląda  w nowej wersji dość intrygująco. Antagonistka grana tym razem przez Elisabeth Banks (Igrzyska Śmierci, Spider - Man 1, 2,3) zdaje się być większym zagrożeniem dla  bohaterów. Zaciekawiła mnie kwestia wypowiedziana przez nią w zwiastunie, w której stwierdza, że ma na sumieniu już innych Rangersów. To by znaczyło, że jest zdecydowanie bardziej kompetentna niż jej poprzedniczka. 
Najmniej do gustu przypadł mi nowy widok wszystkich Zordów. Brak koloru i rachityczny design bardzo przypominają mi Transformery z filmów Michaela Bay'a. Zamiast być różnobarwne i oddawać osobowość swoich pilotów, zdają się zlewać w całość, tworząc brzydką szarą masę. Niestety ten sam problem chyba mają też stwory, z którymi przyjdzie walczyć bohaterom.  Ograniczają się na razie do kamiennych ruchomych kształtów. Niezbyt ciekawy widok. Oryginalne potwory z serialu może były jedynie aktorami w kostiumach, ale tym samym też były nieco bardziej kolorowe i różnorodne. Mam wielką nadzieję, że sceny batalii nie przerodzą się w  chaotyczną mieszaniną złych efektów specjalnych, od których jedynie rozboli mnie głowa podczas seansu.
Podsumowując, po obejrzeniu zapowiedzi filmu, moje zainteresowanie restartem Power Rangers wzrosło. Nie jest to mój najbardziej wyczekiwany obraz w tym roku ( ten zaszczyt przypada produkcji Spider - Man: Homecoming), ale zdecydowanie przejdę się do kina by zobaczyć nowe wcielenie kolorowych wojowników, dla kolejnego pokolenia fanów. Zastanawiam się tylko ile dzieciaków będzie wiedziało, że idą na filmową wersję czegoś co było popularne niemal dwadzieścia pięć lat temu.  

Wow, ćwierć wieku, ale ten czas leci.

Do następnego razu, 
M      

czwartek, 26 stycznia 2017

Akta Kryżowca


              
Nowa Warszawa 
26.01.2087
Szklące się od braku snu niebieskie oczy komisarz Wiktorii Azalskiej dogłębnie studiowały każde zapieczętowane w aktach zdjęcie. Podczas gdy wokół niej słychać było krzątaninę pstrykania i uderzania w klawisze podświetlonych klawiatur, a powietrze rezonowało ciepłem pracujących monitorów, ona tkwiła niewzruszona,  ze wzrokiem wbitym w stertę fotografii i dokumentów.  Z każdą przewróconą stroną delikatnie muskała palcami zawinięty wokół nadgarstka różaniec. Pomalowane na blado-różowy odcień usta mamrotały wyuczone linijki pacierza.  
Na zdjęciu zrobionym zaraz po sekcji zwłok twarz Holskiego wyglądała wyjątkowo spokojnie. Wytatuowany na jego czole biały orzeł w koronie zlewał się teraz z bladym obliczem stężenia pośmiertnego. Podłużne cięcie biegnące wzdłuż masywnej szyi jaśniało brunatną barwą wyschniętej krwi.      
- Doigrałeś się bydlaku. - Wiktoria wycedziła przez ściśnięte do zgrzytu zęby, siorbiąc solidny łyk zimnej kawy ze stojącego na biurku kubka. Lodowata substancja popłynęła w dół jej przełyku. Wywołało to natychmiastowe wzdrygnięcie na całym ciele policjantki, aż poruszyła się gwałtownie na krześle. 
"Co za syf", w duchu pomstowała nad jakością serwowanej na posterunku kawy. Rozważała przez moment wyjście gdzieś z pracą na zewnątrz, ale chwalenie się zdjęciami martwych ludzi w kawiarni ostatecznie nie było dobrym pomysłem. 
Z głuchym szuraniem krzesła przysunęła się bliżej biurka. Z każdym nowym obejrzanym zdjęciem wiszący na jej wąskiej szyi łańcuszek z odznaką zdawał się przybierać na wadze. Jakby ciągnął ją w dół im bardziej zagłębiała się w papiery.         
Wizerunkowi Holskiego towarzyszyły fotografie porozrzucanych nieprzytomnych mężczyzn.  
Leżeli rozciągnięci na betonowej podłodze, niektórzy z prostymi długimi liniami cięć na ciałach. Każdy z nich tak samo jak denat miał wyrytego tego samego orła.
Przestrzeń wokoło nosiła obraz brutalnej walki. Tu i ówdzie leżały puste łuski wystrzelonych kul, poprzecinane na pół pistolety zaśmiecały podłogę, krwawiąc śrubkami i świeżym prochem.
"Dziesięciu podejrzanych z ciężkimi ranami ciętymi i kłutymi", notka w dołączonym raporcie rezonowała w głowie Wiktorii. 
Tomasz Zgierski, człowiek  z zawalonego jedzeniem i papierami biurka naprzeciwko niej, nie widział w tym nic niepokojącego.
- Holski zawsze był idiotą -  dudnił chrapliwym głosem przerywanym niekontrolowani napadami kaszlu palacza. - Nic dziwnego, że dał się zabić jak ostatni debil. - zwalał się wówczas na plastykowe krzesło, które ledwo wytrzymywało jego ciężar. Głośne westchnięcia wyrzucały w powietrze aromat mieszanki indyjskich przypraw. Oczy Wiktorii od razu zalewały się łzami mdłości.  
"Genialna obserwacja, dodam ją do raportu" lekki uśmiech wychylił się zza fasady ust.  
W relacji Zgierskiego, który był obecnie wszędzie tylko nie w biurze z partnerem za zabójstwem stali miejscowi Arabowie. 
Mehmet Al. Hasir. Pociągła twarz brodatego mężczyzny o oczach jak dwa kawałki kopalnego węgla pojawiła się na ekranie pobudzonego głosem komputera. Nawet przez zamgloną fotografię zrobioną z pomocą miejskiego monitoringu spojrzenie mężczyzny świdrowało na wylot swoją charyzmą.
"Opłacało mu się zabijać?", myśl kołatała się w jej głowie. Sprawa, brzmiała prosto.  Skiny Holskiego zatłukły małego śniadego chłopca, dziesięcioletniego Aziza. W odpowiedzi bojówki konkurencji wzięły odwet.         
- Porachunki. Bydło rżnie się nawzajem - leniwym szarym okiem puścił mrugnięcie w stronę Wiktorii. 
- Nie jestem tego taka pewna. - komisarz oparła czoło o otwartą dłoń pochylając się nad papierami. Teczka z aktami powoli zaczynała pęcznieć. Składały się na nią historie, skinów, niedoszłych gwałcicieli, rabusiów. Od prawie miesiąca przynajmniej dwudziestu sukinsynów zostało brutalnie napadniętych i okaleczonych.  Próbki ich krwi i poucinane na różne długości palce wypełniały szafki policyjnej kostnicy.
 Za uszami słyszała już chropowaty głos Zgierskiego.
- Daj spokój młoda. Nie powiesz chyba, że ktoś biega z kosą i ucina każdego popaprańca jakiego spotka na swojej drodze? - pucołowate policzki rozogniły się pigmentami rumieńców. 
Twarz kobiety ukryta była za zasłoną czarnych pasemek. 
"Mam nadzieję, że tak nie jest" głośnym siorbnięciem zimnej kawy zasępiła się nad papierami. Z uporem maniaka, trzymała kurczowo zawinięte wokół nadgarstka wiązki różańca. Drewniane paciorki,  które omal nie wbijały jej się w dłoń.

piątek, 20 stycznia 2017

Parafka autora 1 - O grotach i plakatach

Po krótkim wstępie w postaci 2 odcinków powieści nadszedł czas na bliższe poznanie Autora i przybliżenie Wam zarysu jego internetowego gryzipiórstwa.:)Służyć temu będą wpisy zatytułowane "Parafka Autora". Będą one wytchnieniem pomiędzy kolejnymi częściami powieści oraz swego rodzaju lżejszą częścią tego bloga. Swojego rodzaju znakiem stop = zatrzymaj się na chwilę = chcę się z Tobą podzielić czymś nowym.Nowym przemyśleniemNową recenzjąNową inspiracjąFilmem, serialem, książką, komiksem...Nowym miejscem. Pierwsza Parafka. Zaczynamy. Czas start.



Na pierwszy ogień wybrałem temat ucznictwo w filmach".

Konkretniej, na plakatach je promujących. W ostatnim czasie moją uwagę przykuł materiał promocyjny megahitu z 2016 roku "Wielki Mur" (premiera w Polsce - 13 stycznia 2017 r.).Nie jest to pozycja, którą zdecydowałbym się zobaczyć już dziś, zważając na fabułę.  Moja uwaga skupiła się właśnie na wcześniej wspomnianym plakacie promującym film. Strzała używana przez bohatera jest dla mnie zdecydowanie za duża jak na ten rodzaj broni. Gruby promień, masywne lotki i bardzo ciężki grot sprawią, iż efektywność takiego oręża w walce będzie znikoma. Łuki refleksyjne, a do tego rodzaju niezaprzeczalnie należy zaprezentowany na plakacie łuk, nie są odpowiednie dla tak dużej strzały. Taki rodzaj promienia widziałbym raczej w długich, angielskich łukach rodem jak z opowieści o Robin Hoodzie. Do klimatu filmu "Wielki Mur", którego akcja toczy się w Chinach, zdecydowanie bardziej pasowałaby lżejsza strzała. Do rodzaju łuku nie mam zastrzeżeń. Z historycznego punktu widzenia, łuki refleksyjne były bardzo popularne w Chinach. Po dziś dzień można znaleźć miejsca, w których są one wyrabiane.




Tego typu lapsusy nie są domeną wyłącznie jednego dzieła filmowego. Do dziś irytuje mnie materiał promocyjny do trzeciego sezonu serialu "Arrow". Widoczna na plakacie postać, znana jako Arsenal, trzyma na swoim łuku coś, co mogę określić tylko jako mini-oszczep. Strzałą bym tego nie nazwał. W oczy rzuca się całkowity brak lotek. Strzała bez lotek nie poleci. Ponadto promień jest niewspółmiernie długi w stosunku do krótkiego łuku. Na deser dorzucono grot... ogromny grot. Nie wiem kto za to odpowiada. Reżyser, scenarzysta, choreograf? W każdym razie oczami wyobraźni widzę jak bohater po nałożeniu tego pocisku przechyla się na bok i upada. Nie ważne jak daleko będzie ciągnąć, ostatecznie zrobi sobie większą krzywdę niż przeciwnikowi.

Na dodatek, ta pseudostrzała jest po złej stronie łuku, który ewidentnie ma półkę.Spoglądając na oba plakaty, zastanawiam się czy jestem jedynym pasjonatem łucznictwa, który dostrzega wspomniane błędy. Nie jestem wybitnym łucznikiem. Zbyt rzadko trenuję, by choć trochę dorównać najlepszym. Jestem jednak przekonany, że żadna z tych strzał daleko nie poleci.

Ot, takie krótkie dywagacje na mój pierwszych luźniejszy wpis blogowy. Takie krótkie, różnorodne tematy, będą się pojawiać miedzy odcinkami "Szkarłatu i Czerni". Mam nadzieję, że się spodobają.    


Do następnego razu, M.