czwartek, 26 stycznia 2017

Akta Kryżowca


              
Nowa Warszawa 
26.01.2087
Szklące się od braku snu niebieskie oczy komisarz Wiktorii Azalskiej dogłębnie studiowały każde zapieczętowane w aktach zdjęcie. Podczas gdy wokół niej słychać było krzątaninę pstrykania i uderzania w klawisze podświetlonych klawiatur, a powietrze rezonowało ciepłem pracujących monitorów, ona tkwiła niewzruszona,  ze wzrokiem wbitym w stertę fotografii i dokumentów.  Z każdą przewróconą stroną delikatnie muskała palcami zawinięty wokół nadgarstka różaniec. Pomalowane na blado-różowy odcień usta mamrotały wyuczone linijki pacierza.  
Na zdjęciu zrobionym zaraz po sekcji zwłok twarz Holskiego wyglądała wyjątkowo spokojnie. Wytatuowany na jego czole biały orzeł w koronie zlewał się teraz z bladym obliczem stężenia pośmiertnego. Podłużne cięcie biegnące wzdłuż masywnej szyi jaśniało brunatną barwą wyschniętej krwi.      
- Doigrałeś się bydlaku. - Wiktoria wycedziła przez ściśnięte do zgrzytu zęby, siorbiąc solidny łyk zimnej kawy ze stojącego na biurku kubka. Lodowata substancja popłynęła w dół jej przełyku. Wywołało to natychmiastowe wzdrygnięcie na całym ciele policjantki, aż poruszyła się gwałtownie na krześle. 
"Co za syf", w duchu pomstowała nad jakością serwowanej na posterunku kawy. Rozważała przez moment wyjście gdzieś z pracą na zewnątrz, ale chwalenie się zdjęciami martwych ludzi w kawiarni ostatecznie nie było dobrym pomysłem. 
Z głuchym szuraniem krzesła przysunęła się bliżej biurka. Z każdym nowym obejrzanym zdjęciem wiszący na jej wąskiej szyi łańcuszek z odznaką zdawał się przybierać na wadze. Jakby ciągnął ją w dół im bardziej zagłębiała się w papiery.         
Wizerunkowi Holskiego towarzyszyły fotografie porozrzucanych nieprzytomnych mężczyzn.  
Leżeli rozciągnięci na betonowej podłodze, niektórzy z prostymi długimi liniami cięć na ciałach. Każdy z nich tak samo jak denat miał wyrytego tego samego orła.
Przestrzeń wokoło nosiła obraz brutalnej walki. Tu i ówdzie leżały puste łuski wystrzelonych kul, poprzecinane na pół pistolety zaśmiecały podłogę, krwawiąc śrubkami i świeżym prochem.
"Dziesięciu podejrzanych z ciężkimi ranami ciętymi i kłutymi", notka w dołączonym raporcie rezonowała w głowie Wiktorii. 
Tomasz Zgierski, człowiek  z zawalonego jedzeniem i papierami biurka naprzeciwko niej, nie widział w tym nic niepokojącego.
- Holski zawsze był idiotą -  dudnił chrapliwym głosem przerywanym niekontrolowani napadami kaszlu palacza. - Nic dziwnego, że dał się zabić jak ostatni debil. - zwalał się wówczas na plastykowe krzesło, które ledwo wytrzymywało jego ciężar. Głośne westchnięcia wyrzucały w powietrze aromat mieszanki indyjskich przypraw. Oczy Wiktorii od razu zalewały się łzami mdłości.  
"Genialna obserwacja, dodam ją do raportu" lekki uśmiech wychylił się zza fasady ust.  
W relacji Zgierskiego, który był obecnie wszędzie tylko nie w biurze z partnerem za zabójstwem stali miejscowi Arabowie. 
Mehmet Al. Hasir. Pociągła twarz brodatego mężczyzny o oczach jak dwa kawałki kopalnego węgla pojawiła się na ekranie pobudzonego głosem komputera. Nawet przez zamgloną fotografię zrobioną z pomocą miejskiego monitoringu spojrzenie mężczyzny świdrowało na wylot swoją charyzmą.
"Opłacało mu się zabijać?", myśl kołatała się w jej głowie. Sprawa, brzmiała prosto.  Skiny Holskiego zatłukły małego śniadego chłopca, dziesięcioletniego Aziza. W odpowiedzi bojówki konkurencji wzięły odwet.         
- Porachunki. Bydło rżnie się nawzajem - leniwym szarym okiem puścił mrugnięcie w stronę Wiktorii. 
- Nie jestem tego taka pewna. - komisarz oparła czoło o otwartą dłoń pochylając się nad papierami. Teczka z aktami powoli zaczynała pęcznieć. Składały się na nią historie, skinów, niedoszłych gwałcicieli, rabusiów. Od prawie miesiąca przynajmniej dwudziestu sukinsynów zostało brutalnie napadniętych i okaleczonych.  Próbki ich krwi i poucinane na różne długości palce wypełniały szafki policyjnej kostnicy.
 Za uszami słyszała już chropowaty głos Zgierskiego.
- Daj spokój młoda. Nie powiesz chyba, że ktoś biega z kosą i ucina każdego popaprańca jakiego spotka na swojej drodze? - pucołowate policzki rozogniły się pigmentami rumieńców. 
Twarz kobiety ukryta była za zasłoną czarnych pasemek. 
"Mam nadzieję, że tak nie jest" głośnym siorbnięciem zimnej kawy zasępiła się nad papierami. Z uporem maniaka, trzymała kurczowo zawinięte wokół nadgarstka wiązki różańca. Drewniane paciorki,  które omal nie wbijały jej się w dłoń.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz