poniedziałek, 17 lipca 2017

SiC. Odcinek 12. Korpo Ninja
















Nowa Warszawa 
13.07.2087
Mimo swej słodyczy herbata miała cierpki i metaliczny posmak. Mehmet krzywił się z każdym łykiem. Zerkał co i rusz na pozłacaną tarczę zegarka. Oznaczenia godzin mieniły się blaskiem miniaturowych brylancików.  Mamnun się spóźniał, tego było w jego stylu.
                                                         *
Dioda LED zapaliła się na kontrolce windy stalowe drzwi zachrobotały mechanizmem dźwigu. Z ciężkim hukiem dwójka śniadych mężczyzn z purpurowymi plamami siniaków padli na ziemię.
Niektórzy w środku bogato zdobionej windy jeszcze dyszeli rozłożeni po marmurowej podłogi.  Pojękiwali i kwiczeli symfonią jęków  i stłumionych przekleństw w obcym języku.
Kordian przestąpił do przodu szerokim ruchem omijając kakofonię zgryzoty. Szedł pewnym krokiem przez kaniony szklanych pokojów biurowych i boksów przeznaczonych dla pracowników.
Obtarł umorusaną we krwi rękawicę o wyschnięte usta. Poczuł jej cierpki smak już powoli wpadający w konsystencję krzepnięcia.
- Co ty tu robisz!? – rosły mężczyzna w ciasnym podkoszulku niesamowicie podkreślał jego posturę kulturysty. Trzymany przez niego  karabin poderwał się jak gotowe do ataku jak rozjuszone zwierzę.
Kordian sprężył ciało do działania. Adrenalina popłynęła jego żyłami wytrącając z hukiem broń jednym kopnięciem. Oręż zawisł w locie koziołkując w powietrzu. Niemalże w ostatniej chwili Kordian złapał za koniec lufy. Ze świstem czarna aluminiowa kolba uderzyła oszołomionego kulturystę w twarz wylewając za sobą fontannę krwi.
Huk upadku masywnego ciała jak na zawołanie przywołał innych uzbrojonych mężczyzn z różnych zakątków biurowego labiryntu. Kordian przewrócił karabin w dłoni i z wyciągniętą do góry bronią oddał strzał do góry.
Grad łusek i iskier z lamp sufitowych posypał się na ziemię. W pomieszczeniu zapadła ciemność przerywana jedynie światłami rozjarzonych neonów z sąsiadujących wieżowców. Pejzaż niebieskiego i fioletowego światła, który spowił Kordiana kolorową mozaiką. Jedynie szeroki czarny kaptur nadal pozostawał czarny, jedynie z jaśniejącymi zielonymi ognikami oczu.
Pierwszy mężczyzna rzucił się od razu do ataku. W przypływie desperacji i być może czystej głupoty zapomniał, że może po prostu użyć swego karabinu, zamiast tego ujął broń oburącz atakując Kordiana jakby miał włócznię.
Czarna postać zrobiła krok do tyłu i wyprowadziła cios trzymana jeszcze w dłoni automatyczną bronią. Atakujący wystrzelił do góry i silą impetu padł na podłogę.
Pozostali zachowali resztki rozumu i otworzyli ogień nie bacząc na zdrowie, czy życie swego towarzysza. Kawalkada pocisków posypała się po skanerach, drukarkach i zawalonych papierzyskami biurowymi stanowiskami, wyrzucając w górę kawałki ceramiki z kubków i dokumenty.
Kordian przemykał między biurkami odbijając się stopami o łamiące się blaty. 
W takich momentach brakowało mu uczucia pewności jaki dawał mu miecz. W epicentrum adrenaliny tęsknił za tym przyciężkim kawałkiem stali.
Następny napastnik wylądował z podeszwą buta wciśniętą w twarz. Strużki krwi wytrysnęły z rozciętej wargi i pogruchotanego nosa.
Lądując na ziemi wraz ze swoim adwersarzem Kordian wyprostował się i szybkim prostym ciosem zamroczył następnego napastnika. Łapiąc go  go mocno za kołnierz cisnął nim z całym impetem  prosto w stojący automat do napojów. Jaśniejące logo trysnęło iskrami.
Ostatni mężczyzna zamachnął się z całej siły i trafił Kordiana prosto w tył głowy. Padając na zniszczony blat młodzieniec poczuł całym impet uderzenia omal nie łamiąc sobie zębów w nagłym zgrzycie.
Walcząc z utratą świadomości Kordian przeturlał się pod stole w towarzystwie świszczących kul. Przenosząc cały ciężar ciała na jedną stopę sięgnął do zewnętrznej części prawego uda.
Miniaturowy ciemnoszary nóż do rzucania zalśnił wypolerowanym ostrzem w ciemności. Kordian włożył cały wysiłek ciała w jeden zwinny ruch.
Broń przeszyła powietrze, mijając po drodze pędzące w przeciwną stronę kule. Napastnik zawył z bólu łapiąc się momentalnie za ramię.
Wraz z łopotem karabinu opadł na ziemię ciągnąc za sobą plamę krwi.
Kordian pomacał się po tyle głowy. Wlepił wzrok w dłoń upewniając się czy nie ma na niej jego własnej krwi. Buchając gorącą parą zmęczenia z ust chwiejnym krokiem podążył dalej wśród chaosu biurowego zniszczenia i przemocy.
                                                         *
Mamnun pospiesznie walił w klawiaturę komputera, jego masywne palce biły w litery z impetem nagłego pośpiechu. Z drugiego pokoju dobiegały echa strzałów, przekleństw i odgłosów walki.
Mężczyzna niemalże wyrwał zatknięty w komputerze pendrive. Od razu druga ręka powędrowała w stronę leżącego na biurku pistoletu.
Drzwi do biura brzdęknęły z impetem. Kordian przestąpił próg w akompaniamencie tłuczonego szkła, które z klekotem padało na podłogę.
- Słyszałem, że jesteś zmorą, jakimś duchem, który porusza się w cieniu – wciskając pendrive do kieszeni Mamnun wymierzył pistolet w stronę Kordiana.
- Ale dla mnie, wyglądasz na zwykłego śmiertelnika. – mechanizm broni wydał z siebie przeciągły stuk. Mężczyzna poprawił pozycję ręki na pistolecie.
- Pozory mogą mylić. – chropowaty głos zadudnił z połów kaptura.
Mamnun zacisnął mocniej krzaczaste brwi. Huk wystrzału zadudnił w pomieszczeniu.

Pięść owita skórzaną rękawicą opadła ciężko na ogoloną głowę. Mężczyzna padł na ścianę. Wytrącony pistolet poleciał w bok pokoju. W ostatniej Kordian złapał osuwającego się oponenta.
- Gdzie jest twój szef!? Czego tu szukacie?!- zachrypiał trzymając starszego mężczyznę za kołnierz.
- Duża ciekawość, pierwszy stopień do piekła. – mimo urazu głos Mamnuna nosił w sobie spokój. – Rób co chcesz, ja pogodziłem się Bogiem.
Kordian sprężył ramiona i cisnął ofiarą o ścianę. Wrzucony w kieszeń przenośnik danym zamigotał mu w kącie oka. Młody mężczyzna momentalnie wydobył pendrive.

- Wiem przynajmniej jedno. – przechylił głowę i ukucnął tuż przy Mamnunie. – Teraz pogadajmy o twoim sułtanie. – Czarno-czerwony cień zatańczył w rozwidlonych szarych oczach starca.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz