wtorek, 25 lipca 2017

SiC. Odcinek 13. Noce których nie chcesz spędzać


Nowa Warszawa
25.07.2087
Laptop buczał w cichym pokoju emanując bladym światłem na nieogoloną twarz Kordiana. Szkliste zielone oczy opadały i podnosiły się jakby skąpane były w oleju. Co parę powłóczystych mrugnięć młody mężczyzna przecierał palcami skronie.
Arkusze tekstowe i kalkulacyjne przeskakiwały przez pulpit. Gigabity dokumentów ze szczegółowymi planami załadunków i odbiorów, wszystko z jednej firmy.
Korporacja Bogusława Wyryńskiego była największa w mieście. Podobno nie było biznesu w Nowej Warszawie, w którym ten filantrop nie miał udziałów. Nieważne czy te interesy były legalne, czy nie. Już wcześniej mówiono o nim, że jest "nieformalnym" prezydentem miasta, teraz po wyborach stało się to faktem. Mimo tego nie zaprzestał swojej gospodarczej działalności. Przynajmniej nie oficjalnie.
Większość skanowanych dokumentów miała na sobie jego podpis. Tajemnicze załadunki, których nazwy i numery zmieniano parokrotnie.
- Na pewno nie przewożą w nich kartofli - wymamrotał do siebie Kordian próbując od różnić jeden rząd liter od drugiego. W zamroczonym polu widzenia wszystkie wartości zaczęły zlewać mu się w całość.
- Powinieneś się przespać - poczuł na sobie delikatny ciężar damskich dłoni. - Nie potrzeba lekarza by wiedzieć, że jesteś przemęczony. - widok Eryki ubranej jedynie w lejący się podkoszulek z logiem Batmana zasłonił mu świecące stanowisko pracy. Paroma ruchami bioder wpasowała się na jego kolana.
- Na szczęście mam ciebie od oceny mojego samopoczucia. - Niedbały krzaczasty wąs zafalował w grymasie uśmiechu.
- Tak, oboje wiemy, że posuwasz mnie tylko by mieć Vicodin - uśmiechnęła się, ale szklany rezonans niebieskich oczu wskazywał nadchodzące łzy.
- Posuwam cię, bo cię kocham - Kordian położył szorstką dłoń na jej delikatnej skórze. Ugięła się pod dotykiem wcierając swój policzek w otwarte śródręcze.
- Nie zostawiaj mnie dziś. - wyszeptała dygocząc wargami w natłoku wzruszenia - Nie chce byś mnie znowu zdradzał. - Poderwał się z siedziska i posadził ją na blacie biurka z laptopem i papierami.
- Przecież z nikim cię nie zdradzam, Kaja to tylko sublokatorka - objął ją mocno, gęstwina blond włosów opatuliła jego ramiona.
- Nie mam na myśli Kai - przylgnęła do niego niemal wbijając mu paznokcie w plecy - Nie chcę byś mnie dziś zdradzał z nią. - Kordian podniósł zmęczone oczy. Zza zasłony przybrudzonego okna migotały światła ulic Nowej Warszawy.
Eryka przytuliła się mocniej. Kordian cały czas trzymał ją w ramionach. Laptop dalej chrobotał swoimi mechanizmami przerywając ciszę. Towarzyszyło mu jedynie ciche chlipanie.        
                                                                     * 
Wymalowany na ścianie biały penis śmierdział jeszcze sprayem. Robiony w pośpiechu rozmywał się na gładkiej powierzchni drzwi. Kaja sterczała przed malowidłem z trzęsącą się dłonią próbując złapać ostrość w aparacie telefonu. 
Iskrzące krople łez sunęły po wymalowanej warstwami makijażu twarzy. Ramiona dygotały z narastającego dreszczu zimna, który wypełniał ją w całości. 
Ze stukotem paro centymetrowych obcasów stanęła w cichym korytarzu mieszkania. Kontury mebli oświetlało jedynie blade światło księżyca przebijające przez odsłonięte okna. 
Mechanizm zamka zachrobotał z ciężkim stukotem. Kaja opadła na zamknięte drzwi i osunęła się na podłogę. Jarzące światło wyświetlacza otulało jej zmęczoną i brudną od płaczu i rozmytego tuszu twarz.  
                                                                        *
Tors pełen krzaczastych włosów Mamnuna unosił się i opadał zgodnie z rytmem maszyny monitorującej serce. Ciemne oczy Mehmeta wlepione były w pooraną sińcami twarz starszego mężczyzny. 
- Lekarze mówią, że z tego wyjdziesz. - podnosząc się położył miniaturową książeczkę z arabskimi symbolami tuż przy dłoni leżącego. - Bóg ci to wszystko wynagrodzi. - śniada ręka spoczęła na gładko ogolonej głowie. Zza zasłony sumiastej brody i wąsów Mehmet mamrotał wyuczone linijki modlitwy.  
                                                                       *
- Nieczynne! – ciężkie kroki płynące z korytarza narastały, coraz bardziej wbijając się w pijaną głowę Daniela niczym gwóźdź. Każdy oddech wyrzucał z siebie opary nieprzetrawionego etanolu wypełniając powietrze gryzącym zapachem wódki.
-Powiedziałem, że jest kurwa zamknięte! – czerwone policzki mężczyzny rozżarzyły się do czerwoności kiedy z impetem odbił się od lady baru.
Z zaciśniętymi pięściami natrafił na wysoką nawałę twardych mięśni, które zdawały się piąć, aż po sufit.
Spowita częściowo mrokiem twarz łypała na Daniela pojedynczym okiem wybaczonym do granic możliwości. Było niemal białe, jakby zalane mazistą tkanką z jedynie przebłyskiem szarości.
Otumaniony mężczyzna zadarł głowę do góry i wczepił się z otwartymi ustami w makabryczną twarz. Jej kontury były powyginane jakby lepione niedbale w glinie. Nie było widać ust, jedynie czarną dziurę, która ciągnęła się od nosa aż po linę żuchwy. Podłużne blizny ciągnęły się w górę, aż do wklęsłego czoła, na którym widniał zabrudzony kształt białego orła w koronie.
- Ty? – Daniel z trudem przełykał ślinę czując nadchodzącą falę wymiotów – Janek?! – Pijane oczy rozszerzyły się i przez moment zalały mgiełką wilgoci.
- Braciszku, przecież ty kurwa nie żyjesz! -  w pomieszczeniu rozległ się klekot maszyny. Ogromna ręka poruszyła się powolnie jakby od niechcenia. Masywna otwarta dłoń spada na zaskoczoną twarz Daniela Holskiego, jednym ruchem wdzierając się czaszkę. Kości pękły, masa mózgu zmieszanego z krwią chlusnęła na podłogę i zwiotczałe ciało ofiary. Daniel padł z hukiem na podłogę w mieszaninie wnętrzności i gęstej posoki.           

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz