sobota, 11 lutego 2017

SiC: Odcinek 5: Dzieci boże


Nowa Warszawa

11.02.2087


Ciężkie krople łez płynęły po twarzy Hajsama. Sunęły po kanionach poranionego policzka i dwukrotnie większego niż dotychczas nosa. Głośne charczenie roznosiło się po pomieszczeniu, świst oddechu przez złamany nos. 

Opary zimnego powietrza okrążały półnagie śniade ciało. Smak gorącej krwi cieknącej po ustach mieszał się z wonią mrożonego mięsa. 
- Zawiodłem się na tobie -  chropowaty materiał skórzanej rękawicy drapał rozcięty na parę centymetrów policzek. 
Rozognione jak dwa węgliki oczy Mehmeta studiowały każdy wyraz bólu na twarzy chłopaka. Pociągłe jęki mieszały się z spazmatycznym klekotem  łańcucha. 
- Kazałem wam siedzieć cicho. - monotonny głos z pozoru wydawał się być spokojny. Z Zdawał się rosnąć z każdym wdechem i ciężkim głuchym hukiem pięści bijącej w odsłonięte ciało. 
Skowyt za skowytem, w akompaniamencie łkania i niezrozumiałego bełkotu Hajsam uginał się po każdym ciosie, coraz bardziej odpływając w kierunku nieprzytomności. 
- Może już wystarczy? - szare oczy Mamnuna próbowały za wszelką cenę pozostać otwarte, mimo iż najchętniej odwróciły się od widoku makabry wiszącego chłopca. 
- Przykro mi przyjacielu - drobinki potu zaczęły delikatnie spływać po czole Mehmeta znajdując schronienie w gęstwinie jego brody. - Sam wiesz, że czasem wstrząsnąć naszymi dziećmi, by słuchały. - gorącą jeszcze od uderzeń rękę położył na szerokim ramieniu starszego mężczyzny. 
Grube palce Mamnuna zacisnęły się na kołnierzyku trzymanej marynarki. 
- Przepraszam -  świst, który kiedyś był głosem Hajsama. - Chcieliśmy się tylko zabawić. - Zdławiony atak chrapliwego kaszlu zaczął trząść wyziębionym ciałem. Krople świeżej posoki spłynęły po zniekształconej brodzie. 
Oklejone skórzaną rękawiczką palce sunęły po pękniętym jaśniejącym ekranie telefonu. 
- Kim jest ten człowiek, widziałeś jego twarz? - blade światło padało na twarz Hajsama. Odgłosy krzyków, szamotaniny i przekleństw wylatywały z rozgrzanego urządzenia.
- Nie wiem, miał kaptur nie widziałem twarzy -  bielma oczu ledwie rejestrowały poruszające się klatki filmu - Nagle się pojawił, a potem zrobiło się ciemno. - ciężkie westchnięcie wydobyło się z ust Mehmeta. 
Delikatnie położył skórzaną rękę na policzku Hajsama. 
- Już dobrze. - fala zdławionego wycia, niczym pozostawionego zwierzęcia przeszyła skatowane ciało - Bóg wybaczy ci wszystkie twoje winy - iskra nadziei zajaśniała przez mokrą zasłonę oczu. 
Głuchy trzask łamanych kości zadudnił w pomieszczeniu. Bezwładna głowa Hajsama zawisła na resztach zmiażdżonych kręgów szyjnych. 
Serce Mamnuna próbowało uciec z pod masywnej klatki piersiowej uderzając z częstotliwością młota pneumatycznego. 
- Wiem, że to smutny widok Mamnunie, ale nie jest to pierwsze dziecko, które zginie za wiarę - słowa Mehmeta mroziły go jeszcze bardziej niż wypełniające pokój zimno.                 - I na pewno nie będzie ostatnim -  umorusane krwią rękawiczki zeszły z palców przy akompaniamencie głośnego plasku. 
Ciosane szerokie ramiona okryła warstwa jedwabnego materiału marynarki. 
- Trzeba tu posprzątać - mruknął zza zasłony krzaczastej brody - Syf robi się w tym mieście - Wzrok gorejących oczu cały czas wbity był w powtarzające się nagranie z telefonu. Rozmazany człowiek w kurtce i kapturze migał przez parę sekund na klatkach obrazu. Zbyt krótko i niewyraźnie by dostrzec szczegóły. 
- Co mam powiedzieć jak ludzie spytają o Hajsama? - zamydlony wzrok Mamnuna trwał wczepiony w dyndające łańcuchu zwłoki. 
- Zwal wszystko na naszych ogolonych konkurentów - echa podbitych butów oddalały się coraz bardziej zmarzniętych starszych uszu. 
Wypuszczając z siebie chmurę zimnego powietrza mężczyzna pozostał sam z łypiącą białymi oczami ofiarą.
Łańcuch klekotał zwolniony z naprężenia ciężaru ciała. Biorąc na szerokie barki Hajsama, Mamnun cedził przez spierzchnięte wargi słowa modlitwy. 
 
 
               

                                         

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz