Nowa Warszawa
09.03.2087 -10.03.2087
Powietrze pachniało jeszcze niedawnymi masywnymi ulewami.
Wyschnięte kałuże pozostawiły po sobie wyrwy
na asfaltowej jezdni. Każde uderzenie kół o trotuar wzbijało do góry
jakby maszyna zachłysnęła się drogą.
Ciężkie westchnięcie wydobyło się z ust Mehmeta kiedy
samochód przestał wreszcie trząść. Z ciężkim klekotem drzwi ustąpiły nachylonej
twarzy Mamnuna.
- Nie podoba mi się to. - szare oczy starszego mężczyzny
świeciły nitkami zaczerwienionych nerwów.
Podeszwy lakierowanych butów stukały o podłoże.
- Wojna nie jest od tego by się podobać - grymas niesmaku
przywitał szorstkie rysy kiedy na smukłych butach pojawiły się drobiny
szaro-brunatnego błota.
- Grunt Mamnunie by ją wygrać. - zza zasłony pełzającej
niemrawo mgły krystalizowały się trzy postacie skulone jakby walczyły z
uczuciem wewnętrznego zimna.
W mętnym oparach widniejące na ich czołach orły stawały
się coraz bardziej widoczne.
*
- Jeszcze tylko trochę - czerwona kropka światła biła
Holskiego w oczy. Lewa gałka łypała leniwie pod dyktando wskaźnika. Napuchnięte
czerwienią i zalane bielmem prawe oko było niewzruszone.
- Mogłoby być lepiej - wydech niezadowolenia uleciał z
ust Janosza. - Za późno się za pana zabrałem. - stukot laski rozległ się po
pomieszczeniu.
- Ja... żyje? - napęczniała od pośmiertnego stężenia ręka
sunęła po zaoranej szwami i bliznami twarzy. Wyblakły tatuaż z orłem na czole
był teraz powyginany niczym w imadle.
- Można to tak nazwać - niezgrabne palce Janosza uderzały
nawet w miarę rytmicznie w literki i komendy na klawiaturze. Umysł
automatycznie tworzył skomplikowane algorytmy programów. - Jest pan wśród
żywych, jednak niekoniecznie jako Jan Holski - klawisz Enter wprowadził odpowiednie polecenie do
komputera. Sąsiadujące monitory zaczęły rezonować kilo i tera-bitami danych.
Podłączona machina terkotała wirującymi probówkami
- Ma pan okazję jaka nie przychodzi do większości osób.
Może pan zacząć na nowo - opary zimnego powietrza wytrysły z otwartej machiny.
Z zaskakującą precyzją Janosz wyciągnął ślamazarnymi palcami pojedyncze
cylindryczne naczynko.
Z syczącym trzaskiem mechanicznej strzykawki jasno
zielona ciecz popłynęła kanalikiem do paro centymetrowej igły, która wbiła się
w naprężoną żyłę szyjną.
Jedyne działające lewe oko automatycznie zareagowało na
dawkę. Zakończenia nerwowe rozbłysły pajęczyną czerwonych nitek, ciałem
wstrząsnął potężny huk spazmatycznego ruchu.
Stacjonarna dotąd masa mięśni wyrwała do przodu
odpychając za siebie metalową grzędę operacyjnego łóżka które z impetem
poleciało jak szmaciana lalka. Tuman tynku i pyłu uniósł się z uderzonej
ściany.
- Co raz lepiej - chrapliwy bełkot Janosza przerwał
ciszę. Zgrabiony mężczyzna jął powłóczystym krokiem zajmować się pozostałymi w
partii probówkami.
Łypiąc jedynym Holski patrzył na swoje ręce.
*
Świst ostrza mieszał z przeraźliwym stukotem karabinu
maszynowego typu uzi. Puste skorupki łusek leciały na podłogę. Broń była
nagrzana aż do czerwoności. Rękojeść niemal parzyła w rękę.
- Giń... kurwa giń! - grad pocisków przeszywał zastygłe w
pomieszczeniu powietrze.
Gładkie sportowe trampki sunęły po chropowatej
powierzchni niczym po tafli lodu. Z nagłym zrywem ciała Kordian przerzucił
całego siebie piruecie. Pojedyncza kula musnęła poły jego kaptura przelatując
na wylot. Żar wygenerowany przez pocisk rezonował na skórze naprężonej szyi.
"Parę milimetrów i byłaby czapa" myśl w głowie
nie opuszczała go gdy ze głuchym hukiem lądował na nogach. Ruch nadgarstka
przekręcił mieczem o 360 stopni. Klinga spadła na rozgrzaną broń automatyczną.
Z fontanną iskier powędrowała w dół lądując miękkiej tkance ręki.
Ryk bólu rozległ się w pomieszczeniu, wrzące krople krwi
zalały ciemną podłogę żywym odcieniem pomarańczy. Napastnik zarył kolanami w podłogę z bełkotem
i skowytem bólu na twarzy.
Zimne ostrze przylgnęło do nabuzowanej szyi.
- Proszę, nie zabijaj mnie! - zielone oczy rezonowały z
nad nieco postrzępionego już kaptura. Ręka zacisnęła się na rękojeści ciężkiego
oręża.
- Nie zabiję cię - zmącony głos przez warstwę maski i
szalika dudnił w trzęsących się uszach - Wyświadczysz mi przysługę. - dygocząca
twarz napastnika wymalowała się na sekundę obrazem zaskoczenia.
- Jak w Batmanie - pytanie na chwilę zamroczyło napiętym
ciałem Kordiana
- Co? - drobinki nerwowego potu wystąpiły na dotąd
opanowanym czole.
- No, że mam opowiedzieć kumplom... co wiedziałem - przez
moment obaj mężczyźni starli się wzorkiem. Zaciskając dłoń na mieczu Kordian
jednym ruchem wprowadził broń w akrobatyczny obrót. Rękojeść stuknęła
napastnika w tył głowy. Tracąc przytomność rozłożył się przed stojącym jak wyrastający
z ziemi cień oprawcą.
"Widać nie tylko ja oglądam stare filmy"
podsumował refleksję wzruszeniem ramion.
Huk wystrzału wyrwał Kordiana z letargu zamyślenia.
Pojedyncza szara puszka przeleciała przez wybitą szybę wznosząc tumany
gryzącego gazu.
Płuca rozgorzały mu do czerwoności. Ścisk w gardle
umacniał się, narastające fale łez buchały z pod powiek.
Odgłosy syczących lin i dudniących kroków wypełniło oboje
uszu. Klekot broni odbezpieczanej broni maszynowej wypełnił pomieszczenie
zapachem prochu.
- Regiment 44! - głos w przytłumionych uszach zdawał się
odchodzić ze wszystkich stron. - Masz 10 sekund na poddanie się! - na całym
ciele Kordiana zaczęły pojawiać się miniaturowe kropki laserowych celowników.
Pierwszy raz spotkałam się z blogiem tego typu i naprawdę jestem miło zaskoczona, interesująca historia! powodzenia w dalszym pisaniu :)
OdpowiedzUsuń