Filmowe uniwersum z pod znaku Marvel
studios od lat rządzi letnim sezonem kinowym. Ich najnowszym odcinkiem już
prawie dziesięcioletniej serii połączonych ze sobą produkcji jest Spider-Man:
Homecoming. Dla mnie jest to ważna pozycja paru powodów. Po pierwsze Człowiek
Pająk jest moim ulubionym super bohaterem, po drugie ekranowy świat Avengers i
Strażników Galatkyki wydawał się być pusty bez przyjaznego pełzacza z
sąsiedztwa. Teraz ta luka została wypełniona i co więcej, obecność młodocianego
herosa wnosi nową jakość w nieco już skostniały schemat filmów o komiksowych
bohaterach.
Na przestrzeni lat wiele produkcji wpadało
nieco w pułapkę trzech aktów. Na początku bohater przechodził przez genezę,
potem długo, długo nic i wreszcie kulminacyjna walka, po której połowa, lub
czasem całe miasto leżały w gruzach, a heros otrzepywał się z pyłu i stał w
pozie gwiazdy rocka. Można powiedzieć, że twórcy bardzo skupili się na aspekcie
"super" i zapomnieli chyba totalnie o drugim członie jakim jest
"bohater".
W przypadku kogoś takiego jak Spider-Man,
który bo znudzenia powtarza sobie motto, że "wielka moc, to wielka
odpowiedzialność" nie sposób zapomnieć o aspekcie heroizmu. W nowym, już
szóstym filmie Człowiek Pająk stara się jak najbardziej udowodnić swoją wartość
w oczach swego idola Iron Mana. Chce za wszelką cenę być jednym z Avengers, grać
w lidze dorosłych, koncertować z Metallicą bohaterskich drużyn. Uważa, że coś
mu się należy z racji posiadanych przez niego umiejętności i frustruje się
kiedy tego nie dostaje. Jak typowy nastolatek buntuje się i próbuje działać na
własną rękę z mniejszym lub większym skutkiem.
Głównym wątkiem w komiksach ze
Spider-Manem jest próba odnalezienia przez bohatera równowagi między życiem
prywatnym a swoją super działalnością. W większości przypadków Pająkowi nie
udaje się jej utrzymać i często wynikają dla niego problemy w sferze
towarzyskiej i w relacjach z bliskimi. Ten aspekt jest czymś czego brakowało mi
w filmowym uniwersum Marvela. Żadna z jego gwiazd nie ma zwykłego życia. Iron
Man jest multimiliarderem, jego tożsamość jest całkowicie jawna, żyje jak
celebryta, Thor jest bogiem z odległego świata, Hulk wielkim zielonym stworem,
Kapitan Ameryka życie prywatne miał w latach czterdziestych, a Black Widow jest
byłą radziecką agentką. Nie są to specjalnie ludzie, których spotka się w
kolejce po kawę, czy na zakupach w sklepie monopolowym.
Spider-Man z kolei jest maluczki i broni
sobie podobnych. To osoba, która się spóźni do pracy czy na zajęcia i zaoferuje
głupią wymówkę, to ktoś komu brakuje na bilet autobusowy, facet lub kobieta,
która tak samo jak my haruje od 8-16, a przy okazji zdarza mu się też ratować
świat, bo wie, że może zdarzyć się tragedia jeśli będzie stał i nic nie robił.
Nawet jego przeciwnicy nie są tyranami z kosmosu, ani nazistami. Często tak jak
on sam otrzymali od losu wielki dar, tylko wykorzystują go perfidnie do
własnych celów.
Wszystkie te aspekty są obecne w
Homecoming, czyniąc go moim zdaniem najlepszym filmem o Spider-Manie jaki do
tej pory powstał. Byłem niepewny czy nie postawić go na równi z moim ulubionym
obrazem, Spider-Man 2(2004), ale myślę, że fakt iż mamy pająka w świecie z
innymi bohaterami i to, że twórcy doskonale połączyli akcję, humor, dramat i
nieco opery mydlanej przeważa na korzyść nowego filmu.
Jestem wyjątkowo podekscytowany jaka
kinowa przyszłość czeka Człowieka Pająka. Liczę, że z biegiem lat i nowych
produkcji pozwolą bohaterowi dorosnąć, skończyć szkołę zacząć studia cały czas
rzucając mu świeżych super zbirów do walki ( nie chciałbym widzieć tych samych
antagonistów, którzy byli w poprzednich seriach). Mam nadzieję, że ten powiew
świeżości przyniesie więcej dobrych filmów. Bo koniec, końców, nie liczy się to
czy ktoś jest za Marvelem, czy DC. Chodzi o to, że wszyscy chcemy oglądać dobre
historie.